Pierwszy dzień bycia tatą
„(…) I stało się, stało się, to co miało się stać (…)” – jak to miał w zwyczaju śpiewać Kazik S.
Dziś o godzinie 11.25 przyszedł na Świat funkiel nówka Holuk. Tak patrzę na tą datę i czytam, że tego dnia w latach poprzednich wybuchała epidemia cholery, palono wioski, Szwedzi napadli Polskę… mam nadzieję, że narodziny naszego syna nie spowodują aż tak dramatycznych wydarzeń w przyszłości 😉
Zarówno dzieciątko, jak i żona w pełni zdrowia – tzn. na tyle zdrowi na ile mogą być po porodzie. Bartek – bo tak będzie miał na imię, malutki jak przecinek 😉 mały nosek, małe usteczka i uszka – cały malutki. Widziałem tylko jego twarz, gdyż owinięty był w jakieś szpitalne chusty – ale i tak wystarczyło aby stwierdzić, że podobny do mnie 😉 Żona pewnie w kolejnym wpisie stwierdzi, że jest wręcz odwrotnie, ale… haha, ja pierwszy piszę więc moja racja 😉
Dzień pełen nerwów – pobudka z samego rana, niepewność daty porodu żony, później nerwowe oczekiwania na to co się wydarzy, powiem Wam, że stres jaki temu towarzyszył nie może się z niczym równać – jakby zebrać stresy z dnia ślubu + z dnia obrony + z kilku innych ważnych dni, to i tak nie wyrównały by tego dzisiejszego. Myślałem, że zasłabnę czekając pod salą operacyjną, gdzie Mały w bólu się rodził. Poty mnie oblały, ręce latały z kieszeni do kieszeni, ustać w miejscu nie mogłem. A jak już wynieśli synka z sali to myślałem, że słowa nie dam rady wypowiedzieć – tak mnie w gardle ścisnęło, że myślałem że się poryczę. Tak… bez „śmiacia” się tu… emocje były duże.
Pewna ulga nadeszła gdy usłyszałem zza drzwi pierwszy płacz (czy cokolwiek to było) dziecka – tu już byłem pewny, że oddycha i raczej wszystko jest ok. Zaraz po tym pielęgniarki go wyniosły i mogłem po raz pierwszy się z nim przywitać – ehh, fajna sprawa. Później obawa o Sylwię, ale też dość krótka bo wkrótce zobaczyłem jej uśmiechniętą buzię na sali operacyjnej. Bidulka moja kochana nieco zamotana i bez czucia w dolnej części ciała, ale ze świadomością, że wszystko jest dobrze i spełniania obowiązku rodzinnego 😉
Potrzymałem chwilę moje zawiniątko i kurcze… jednak narodziny syna, czy w ogóle dziecka to naprawdę jest cel życia. Takiego spełnienia jako człowiek nie czułem nigdy.
Tylko jakoś do tej pory nie mogę się oswoić z myślą, że będzie taki bąbel wołał na mnie tato, oczekując że wiem wszystko i będę w stanie we wszystkim mu pomóc – przecież ja sam nie mogę sobie ze sobą poradzić 😉 Hmm, mam nadzieję, że sprostam zadaniu i nie wyklnie mnie chłopak jak dorośnie.
Zrobiłem fotkę zaraz po porodzie, ale na razie nie chcę publikować, może Sylwia jak ją wypuszczą to je zamieści na blogu.
No Daniel, opisałeś to w tak piękny sposób że łezka mi się zakręciła w oku. Z takiej strony Cię nie znałam 🙂 Pozdrów Sylwię i buziaczek dla Bartka 🙂 Fajne imię 🙂
Daniel, no to gratuluję 🙂
Całe SEO gratuluje 🙂
Mi też się miękko w kolanach zrobiło 🙂 Gratulacje tato Danielu!
Jejku, Holik aleś ty się wrażliwy zrobił, ale to naprawdę super co napisałeś – przypomniały mi się narodziny Zosi.
BUZIAKI DLA SYLWII I BARTOSZA
A tak poza tym to mi się strasznie tęskni już za Tobą – za Wami – kiedy przyjeżdżacie do Chełma?
Wiesz co Dytka, nie prędko. Jak wiesz nie jesteśmy zbyt mobilni, a z Bartkiem ciężko będzie póki co gdziekolwiek pojechać.